Jestem, dotarłam, żyję. Póki co, krótkie streszczenie ostatnich dni:
Dzień 1 i 2: Podróż (05-06.01.08)
Wyjazd naszego autokaru był zaplanowany na 6.00 rano z Dworca Zachodniego, toteż zamówiliśmy taksówkę. Na dworcu szczere pustki, wszystko zamknięte. Za piętnaście szósta nadal nie było naszego autokaru na stanowisku 13. Wreszcie, po dłuższej chwili, podjeżdża jakiś. Idziemy za tłumem do autokaru, który... no właśnie, bardziej wyglądał na lokalny PKS niż na autokar międzynarodowy. No, ale nic to, wiedzieliśmy, że będzie przesiadka w Nicei. Zapakowaliśmy bagaże i wsiedliśmy do autokaru. Zaczął sypać śnieg.
Oczywiście, kierowca ani myślał włączyć ogrzewanie, toteż już po godzinie w środku było nie do wytrzymania z zimna. W Krakowie miał być postój na ul.Bosackiej, płyta główna, ale nasz autokar wywiózł nas na jakieś zadupie i tam zatrzymał się na pobliskiej stacji benzynowej, informując pasażerów, że oto nastepuje przesiadka do autokarów do Francji. Po chwili, w ciągle sypiącym śniegu, podjechały dwa inne autokary i ludzie zaczęli tłoczyć się wokół bagaży.
Co się okazało? Nastąpiła nie zanotowana nigdzie przesiadka do autokarów jadących do Francji przez a) Wiedeń b) Zurych. Najpierw więc trzeba było znaleźć właściwy autokar, potem, pokazując bilet, odfajkować się na liście u kierowcy, a następnie odebrać nalepki na bagaż i zgłosić się z tym do drugiego kierowcy.
Na szczęście, nowy autokar, który miał dojechać przynajmniej do Nicei był już o lepszym standardzie. W Katowicach i Wiedniu dosiadło się nowe osoby, ale nie było jakoś tłoczno. Ciągle padał śnieg, śnieg, śnieg. Przy każdym postoju konsultowałam się trasą przejazdu wypisaną na bilecie, i co się okazało: lista przystanków to jedno, a rzeczywiste przystanki to drugie. Wszyscy kierowcy – nie wiem czy taka jest polityka tej firmy? – olewali przystanki wypisane na liście i zatrzymywali się chyba tylko w zależności czy zabierali w danym mieście jakiś pasażerów czy nie. Skutkiem czego, do Nicei dojechaliśmy prawie o 2 godziny za wcześnie. Niemniej, nad ranem powitał nas zapierający dech w piersiach widok na wybrzeże Morza Śródziemnego, nad którym piętrzyła się niezliczona ilość domków z czerwonymi dachówkami, położonych wśród wszelkich gatunków palm, platanów i oliwek. Dotarliśmy mianowicie do Włoch, a dalsza trasa biegła wzdłuż Lazurowego Wybrzeża!
W Nicei (godz ok. 11.30) kolejna przesiadka – tym razem do autokarów hiszpańskich. Na dworcu polecono nam udać się do biura naszej firmy przewozowej i tam odfajkować się na kolejnej liście. Wzieliśmy bagaże i przenieśliśmy się do hali niewielkiego dworca. W biurze firmy przywitał nas sympatyczny Francuz, który zaproponował nam byśmy cięższe bagaże zostawili u nich, skoro mamy czekać jeszcze ponad godzinę na nasz nowy (nr 3) autokar. Dostaliśmy boarding card i wytyczne, gdzie stanie nasz autokar numero 3.
Po godzinie zjawił się hiszpański autokar, i udało nam się prawie od razu przenieść bagaże. Kierowcy słabo mówili po francusku, a jeszcze słabiej po angielsku, toteż niektórzy – jak np. Charlotte, Francuzka, która też jechała do Montpellier – mieli problemy z dogadaniem się z nimi. Tymczasem stworzyła się grupka polska, która wzajemnie pilnowała sobie bagaży podręcznych. Przygarnęliśmy więc Charlotte do nas.
Około 14.30 ruszyliśmy dalej. Kierowcy pospisywali sobie ile osób gdzie wysiada i tak, skrócili sobie podróż, olewając zupełnie przejazd przez Marsylię i Awinion (co było na liście przystanków). Pojechaliśmy za to przez Cannes (tak! Rzeczywiście wygląda tak jak na pocztówkach!), przez Aix-en-Provence i przez Nîmes. Oczywiście, o ile polscy kierowcy wrzucili nam kilka fajnych filmów do obejrzenia („2 tygodnie na miłość”, „Nie kłam kochanie”, „Słaby punkt”), o tyle hiszpańscy widocznie stwierdzili, że telewizja to dla nich jest, nie dla pasażerów i katowali nas przez kilka godzin klipami z koncertów jakiś katalońskich i brazylijskich gwiazd (jeśli nie wiecie o co chodzi to wyobraźcie sobie hiszpański odpowiednik Krawczyka...).
Dojechaliśmy znowu wcześniej, bo ok. 18.00, ale na szczęście na odpowiedni przystanek: rue du Colonel Pavelet. Umówiłam się wcześniej z Cécile, że po nas wpadnie, więc napisałam jej, że my już jesteśmy. Ustawiłyśmy się, że dojedziemy z bagażami do przystanku Corum i tam się spotkamy. Na szczęście, Pavelet leży zaraz przy przystanku Sabines przez który przejeżdża Ligne 2 (orange) niskopodłogowego tramwaju. Kupiłyśmy więc bilet w maszynce na przystanku i pojechałyśmy do Corum. Tam, po pewnym czasie dotarła Cécile i razem z nią pojechałyśmy Ligne 1 (bleue) do przystanku St. Eloi i stamtąd, za pomocą Navette 22 do przystanku Vert-Bois, gdzie wreszcie, po paruset metrach pod górkę doszłyśmy do recepcji (loge) naszego akademika. Tam, po odfajkowaniu na liście, dostałyśmy po kluczu i mogłyśmy się udać do naszych pokoi. Zrzuciłyśmy tam graty i poszłyśmy razem z Cécile do Resto-U zjeść coś ciepłego. Zaprosiłam ją potem do pokoju na herbatkę, bo za godzinę dopiero miał po nią tata przyjechać. Odprowadziłam ją potem do samochodu i przywitałam się z tatą Cécile – w końcu całą rodzinkę widziałam jakieś 4 lata temu. Będziemy jakoś w kontakcie, jak się tu wreszcie jakoś urządzę :]
A teraz garść informacji praktycznych:
# Adres dla tych co chcieliby do mnie napisać/wpaść:
Cité Universitaire Vert-Bois
192, rue de la Chênaie
34 096 Montpellier Cedex 5
Batiment E, palier 4, chambre 16.
Recepcja:
Tél. : 04 67 04 02 62
E-mail : cu.vert-bois@crous-montpellier.fr
# komunikacja miejska: kursują 2 linie niskopodłogowego tramwaju (Ligne 1 Bleue & Ligne 2 Orange – choć w planach są dalsze), autobusy dzienne i nocne (rzadko) oraz Navettes (czyli rodzaj autobusu, którego trasa jest krótka i najczęściej zatacza koło).
Bilety (m.in.): 1 voyage/godzinny (1,30E), Aller/retour (2,40E), 10 voyages (11,50E), Forfait 1 jour/dobowy (3,40E), Forfait Jeunes 7 jours/tygodniowy studencki (10E), Forfait Jeunes 31 jours/miesięczny studencki (31E).
# Mój uniwersytet nazywa się Université Paul Valéry Montpellier III (w skrócie UM3 albo Paul-Val). UM3 podzielony jest na kilka wydziałów, zwanych UFR. Jestem przypisana do UFR 3, a konkretnie do Faculté des Lettres Modernes (choć przedmioty mogę sobie wybierać z caaaałej oferty uniwersytetu).
# Cité Vert-Bois jest chyba najbardziej oddalone od centrum ze wszystkich akademików, ale ma za to ma najbliżej do kampusu uniwersyteckiego UM3. Vert-Bois składa się z 6 budynków od A do F o różnym standardzie pokoi. W moim pokoju mam: łóżko, półkę, szafę, biurko, krzesło, umywalkę z szafeczką i lustrem. Kuchnie i łazienki wspólne na każdym piętrze. LODÓWKI BRAK w pokoju, jest jedna, wspólna na ostatnim piętrze, w której jest 9 małych sejfów zamykanych na kluczyk (i weź go tu zdobądź...). Ja korzystam na razie z lodówki pt. Hinter dem Fenster (czyli wieszam worki za oknem, póki jest zimno).
# Internet: Większość z pokoi ma internet z kabla – mój oczywiście, czyli batiment E nie posiada takich luksusów, ale plotka poszła, że od lutego mają nam jakiś maszt załatwić. W recepcji (loge) jest internet wifi – trzeba tylko dostać login i mot de passe. Działają tam dwa access pointy: crous34 (oficjalny, wymaga ww. hasła) oraz wanadoo (nieoficjalny, nie wymaga haseł, ale sygnał jest słaby). W moim budynku, jak się pójdzie na koniec korytarza, to da się jeszcze złapać punkt Neuf Wifi (bardzo nieoficjalny, słaby sygnał). NA RAZIE JESTEM BEZ NETA (choć mam już login i mot de passe), bo serwer Crousu się zepsuł i wywala „identifiant ou mot de passe incorrect” – będzie działać prawdopodobnie od poniedziałku. Wanadoo odbiera, ale na 30%, Neuf Wifi podobnież.
Na terenie uniwersytetu są kompy wolnego dostępu (właśnie z nich korzystam), kompy wymagające hasła (wymaga carte d’étudiant oraz kodu INE) oraz wifi na terenie biblioteki i w większych budynkach (wymaga jw.). Niestety, carte d’étudiant będę mieć za tydzień, a i tak uniwerek jest zamknięty w weekendy:/.