CLICK HERE FOR BLOGGER TEMPLATES AND MYSPACE LAYOUTS

poniedziałek, 26 stycznia 2009

Part-ey! Part-ey! – czyli, w co się bawić i gdzie się bawić... part I

Przyjmując założenie, że każdy wieczór spędzony w akademiku jest wieczorem straconym, wybierzemy się teraz na objazdową wycieczkę po co popularniejszych klubach w Montpellier. Na początek, sam środek miasta: Oxymore, Panama, Macadam i Australian – o innych będzie mowa w dalszych notkach :P.

OXYMORE
Godziny: od 18.00 do 2.00
Dojazd: ligne 1, przystanek Place de la Comédie, potem pieszo pod 12, rue Bousairolles.
Muzyka: mieszanka klubowa
Wstęp: 0 E
Gdy pierwszy raz tam byłam, pomyślałam, że jak tak wygląda montpellierowska idea klubu to ja dziękuję. Oxymore bowiem, przypomina bardziej podrzędny bar niż porządny klub. Na zewnątrz jest kilka stolików, gdzie młodzież zazwyczaj siedzi i skręca papierosy, bo w środku palić nie wolno. Wnętrze jest małe, ale wąskie i długie. Wzdłuż lewej ściany rozciąga się bar z krzesełkami, wzdłuż prawej zaś kolejne drewniane ławy i stoliki – tu zasiadają prawie wyłącznie mężczyźni. Na wprost znajdują się schody na półpietro, gdzie mieści się parkiet, a w dalszej części, wzdłuż ściań rozciągają się kanapy i stoliki.
PANAMA
Godziny: od 1.00 do 5.00
Dojazd: ligne 1, przystanek Place de la Comédie, potem pieszo pod 5, rue de la République
Muzyka: na parterze, mieszanka klubowa, a na I piętrze salsa, rumba, cha-cha.. etc.
Wstęp: 0 E
Panamę bardzo polecała nam koleżanka, gdyż jest to jeden z nielicznych klubów, gdzie można bawić się po północy i do niemalże białego rana. Jest to też jedno z wielu miejsc, gdzie można nauczyć się, a potem tańczyć salsę – któremu to tańcowi poświęcone jest całe piętro, czynne wyłącznie od piątku do niedzieli.
Wejścia pilnuje bramkarz, ale zazwyczaj wszystkich wpuszcza. Jest to spory klub, więc najpierw wchodzimy do pewnego rodzaju przedsionka, gdzie znajduje się pierwszy bar oraz szatnia, a dalej, po lewej, łazienki. Po prawej od baru znajdują się wąskie schodki, prowadzące do sal bilardowych. Po lewej od baru piętrzą się schody, prowadzące na pierwsze pietro. Przedsionek (jak i cały klub) jest urządzony w stylu „witamy w dżungli, proszę zostawić tego węża, jest z plastiku”, toteż, donice z palmami, wielkie beczki oplecione lianami i kwiatami, plecione krzesła oraz drewniane ozdoby dominują w wystroju. Ale kto by tam na to zwracał uwagę, jak i tak, w tym kiepskim oświetleniu, mało co widać.
Mijając przedsionek, wkraczamy do wielkiej sali z barem nr 2, urządzonym podobnie, lecz z dodatkiem stylu Kitch Party, a zatem znowu donice z palmami, drewno, ale tym razem wyposażenie obejmuje też szereg skórzanych, brązowych i czarnych kanap, każdy zestaw z okrągłym stolikiem.
Kiedy znudzi nam się gęsta atmosfera parteru i chcemy wzbić się wyżej, cofamy się do przedsionka i wybieramy schody, prowadzące na I piętro. Tam musimy minąć wahadłowe, drewniane drzwi i wśród salsujących z wolna par, staramy się dotrzeć do stolików i baru nr 3.
Wszędzie obowiązuje zasada „każdy może tańczyć z każdym, ale nikt nie może tańczyć sam”, toteż zawsze znajdzie się obok ciebie jakiś murzyn, którego dojrzysz tylko dlatego, że światło stereostrobowe podkreśla białka oczu. Wiele razy można też usłyszeć tekst: „j’aurais demandé ton numéro de téléphone, mais ça ne se fait pas” – nie ma to jak wysublimowany podryw...
MACADAM
www.macadam-pub.fr
Godziny: od 18.00 do 2.00
Dojazd: ligne 1, przystanek Place de la Comédie, potem pieszo pod 1, rue des Deux Ponts
Muzyka: mieszanka klubowa
Wstęp: 0 E
Nazwę Macadam nanieśliśmy jako pierwszą na naszej mapie klubowej, a to dlatego, że co środę odbywają się tutaj soirées erasmus, gdzie jako Erasmusowi wypada bywać. Klub, a raczej, hybryda między barem a klubem nie ma jakoś specjalnie urządzonego wnętrza. Przy wejściu również stoi bramkarz, ale podobnie wpuszcza wszystkich. Parter Macadamu to przede wszystkim szeroki bar, dziesiątki stolików i wrażenie wejścia do angielskiego pubu. Po lewej jednak, znajdują się wąskie schody na dół... i to tam dopiero rozciąga się przestrzeń klubowa: z angielskiego pubu przeszliśmy do jego mrocznych piwnic – kolebkowe sklepienie podświetlone wzdłuż ściań na różowo, półokragły bar podświetlony na niebiesko, gdzieniegdzie drewniane podesty.
AUSTRALIAN CAFE/ AYERS ROCK
www.ayersrockcafe.com
Godziny: od 19.00 do 2.00
Dojazd: ligne 1, przystanek Place de l’Europe, potem pieszo przez łuk triumfalny, pod 108 rue de Rhodes
Muzyka: mieszanka rockowa, popowa, salsowa...
Wstęp: 0 E
Piwo: za okazaniem brytyjskiego paszportu zniżka na piwo :P
(Zwróćcie uwagę na krokodyla na górze...)
(...i na boksującego kangura po lewej oraz rekina z czaszką w paszczy powyżej)
Wreszcie Australian, jak dotąd moje ulubione miejsce. Na wstępie wita nas bramkarz, ale to też tak pro forma. Mijamy go więc i wkraczamy do rzęsiście oświetlonej przestrzeni klubu. Po prawej, za wahadłowymi – jak z saloonu – drzwiami znajdują się toalety, po lewej zaś szatnie. Wnętrze jasne, drewniane, z akcentami australijskimi: rekin z ludzką czaszką w paszczy, popiersie kangura w rękawicach bokserskich, ogromny krokodyl, cała rzesza żółtych znaków, ostrzegających przed misiami koala, papugami i krokodylami...etc. Po prawej, drewniane ławy, stoliki oraz trzystopniowe podesty, na których można tańczyć. Po lewej zaś, półokrągły łuk baru, nad którym wiszą telebimy oraz lampy. Lampy są bardzo ważną częścią wyposażenia, a to z dwóch powodów: po pierwsze, jest to jedyny klub w którym nie tańczy się po ciemku, lecz w pełnym oświetleniu (i widzisz przynajmniej z kim tańczysz), a po drugie, lampy potrzebne są do rytuału. Tuż przed północą, barmani stają na ladzie i wyciągają skądś małe, plastikowe łopatki. Wtedy to, DJ wyłącza muzykę, i zapuszcza aborygeńskie bębny – w rytm których barmani, przez jakieś 5 minut, zawzięcie uderzają w wiszące nad nimi lampy. Nie wiem czemu ma służyć ten spektakl, ale z całą pewnością nadaje specyficzny klimat Australianowi :).Sprawdźcie sami!

0 komentarze: